Stałam na dużej łące i czekałam co będzie dalej. Niebo było przesłonięte
lekkimi chmurami, a gdzieniegdzie widać było promienie słońca. Tak
długo czekałam, aż zawita wiosna. Wydawało mi się, że to całe wieki!
Lubiłam zimę, ale bez przesady. Wstałam i zaczęłam iść nad wodopój.
Lekki wiatr kołysał moje futro, a promienie coraz bardziej chciały wyjść
zaa chmur. Było pięknie i miło. Byłam całkowicie sama co dawało mi
wielkie pocieszenie. Gdy tak szłam poczułam na grzbiecie coś zimnego.
-Czyżby znów śnieg? A może pierwsza mżawka? -szepnęłam do wiatru. Byłam
jeszcze młoda, więc cały czas doświadczałam nowych przeżyć. Wiedziałam
też, że możliwe jest, że ludzie znów błędu tu wpychać swoje okrutne nogi
i węszyć. W końcu zaczęła się wiosna... -Ludzie... Kto ich rozumie?
-powiedziałam ciszej z obawy, że ktoś za mną stoi. Po kilkunastu
minutach doszłam nad wodopój. Na moje szczęście nikogo tam nie było.
Położyłam się i spojrzałam na drzewa. Zaczynały wypuszczać małe pąki, a
na ziemi puszczała trawka. Zamknęłam oczy i leżałam. Nagle usłyszałam
czyjeś kroki. Od razu skoczyłam na równe nogi.
-Yyy..... Cześć? Jestem Will. -powiedział basior uśmiechając się. Byłam trochę zmieszana tym co zaszło.
-Hej. Larisa. Miło mi -odwzajemniłam uśmiech.
-Jesteś tu nowa, więc... może chcesz żebym oprowadził Cię po watasze? -spytał basior pogodnym głosem.
-Mogę się w sumie przejść... -nie byłam pewna co robię i czemu się zgadza.
(Will?)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz