Wiedziałam, że basior nie był do mnie zbyt przyjaźnie nastawiony. Jednak gdy usłyszałam jego imię, nieco się uspokoiłam. Ostrożnie przysunęłam się do przodu. Kątem oka uważnie przyglądałam się wilkowi.
- Jestem Sasha - mruknęłam, wciąż nie spuszczając z niego oczu. Ten mierzył mnie wzrokiem, gotowy w każdej chwili się obronić. Uchyliłam jedno ucho do tyłu i powiedziałam:
- Jesteś nie tu, gdzie powinieneś - Na te słowa Junsu uniósł swój łeb i zapytał:
- A gdzie powinienem niby być? Należę do tej watahy - oznajmił. - Od niedawna - dodał. Uniosłam podejrzliwie brew, po czym odparłam:
- Nie wiedziałam. Skoro tak, to okey - Widząc, że samiec wciąż czujnie mnie obserwował, gotowy zaatakować, westchnełam i powiedziałam:
- Nic ci nie zrobię - zapewniłam go i przekręciłam oczami.
- Skąd mogę być tego taki pewien? - chrząknął. - Ostrożność przede wszystkim. Nie ufam zbytnio obcym wilkom.
- Jak sobie chcesz - wzruszyłam ramionami i odeszłam od niego, kierując się do swej jaskini. Cicho zaśmiałam się pod nosem na wspomnienie tej jego zbędnej ostrożności. Ale, miał trochę racji, czujność nie zaszkodzi. Widząc przed sobą pole z niską, złocistą trawą bez widocznych przeszkód na drodze, zamknęłam powieki i zaczęłam wsłuchiwać się w szum wiatru, targającego trawę, wesoło ćwierkające ptaszki gdzieś ukryte w koronach drzew w lesie, który miałam już za sobą. Westchnełam głęboko, gdy znalazłam się już daleko od lasu, gdzie śpiew ptaków nie docierał. I nagle ktoś rzucił się na mnie, najwyraźniej nie wiedząc o tym, że tam byłam. Zszokowana energicznie zsunęłam z siebie tego kogoś. Moim oczom ukazał się Junsu.
- Spłoszyłaś mi obiad - prychnął. Nie widziałam przedtem nigdzie w pobliżu jakiejkolwiek zwierzyny, więc zdziwiona zaczęłam rozglądać się za owym "obiadem" basiora. Rzeczywiście - zauważyłam oddalającą się w podskokach łanię. Z skwaszoną miną rzuciłam:
- I to niby moja wina?
- Owszem - rzekł wilk przez zaciśnięte zęby. Fuknęłam na niego oburzona i obróciłam się gotując się już iść dalej.
<Junsu?>